W 2018 r. Polacy kupili obligacje skarbowe za 12,7 mld zł, bijąc historyczny rekord. Ta forma lokowania oszczędności zyskuje na popularności kosztem lokat bankowych oraz większości innych instrumentów finansowych.
Zainteresowanie obligacjami skarbowymi zaczęło wyraźnie się zwiększać od 2015 r., czyli od czasu, gdy Rada Polityki Pieniężnej obniżyła podstawową stopę procentową do 1,5 proc. a wraz z nią w dół poszły odsetki od lokat bankowych. Rok później rozpoczął się odpływ oszczędności z lokat. Od lutego 2016 r. do listopada 2018 r. ich wartość zmniejszyła się o 25 mld zł, przybywać zaś zaczęło chętnych na obligacje. W 2016 r. wydano na nie 4,6 mld zł, o 44 proc. więcej niż rok wcześniej, w 2017 r. kupiono papiery za 6,9 mld zł, co oznaczało wzrost o 50 proc., a w 2018 r. rekordowe 12,7 mld zł, czyli 84 proc, więcej. Warto zauważyć, że wcześniejsze rekordy sprzedaży pochodzą z 2001 r. i 2008 r., czyli z lat słynących z poważnych kryzysów na rynkach finansowych i w globalnej gospodarce. Co prawda 2018 r. do najspokojniejszych nie należał, ale w przypadku polskiej gospodarki był wyjątkowo pomyślny. Tym, co skłaniało do kupna obligacji, poza wspomnianym niskim oprocentowaniem lokat bankowych, była nie tyle obawa przed pogorszeniem się sytuacji, lecz niechęć do bardziej ryzykownych inwestycji.
Swego rodzaju fenomenem jest fakt, że w 2018 r. największym zainteresowaniem cieszyły się obligacje trzymiesięczne, których oprocentowanie, wynoszące 1,5 proc. w skali rocznej, nie różniło się wiele od średniego oprocentowania lokat bankowych i nie chroniło przed inflacją. Te papiery stanowiły jedną trzecią wszystkich sprzedanych przez ministerstwo finansów obligacji detalicznych, czyli 4,2 mld zł. Dla części nabywców okazały się one jednak bardziej atrakcyjne niż lokaty, a dodatkowo swoją popularność zawdzięczały krótkiemu okresowi zamrożenia kapitału. Ta cecha, czyli krótki horyzont, jest przez posiadaczy oszczędności wyraźnie preferowana, nawet kosztem niższej opłacalności. Dla przykładu, obligacje dziesięcioletnie, dające w pierwszym roku 2,7 proc. odsetek, a w następnych latach skutecznie chroniące przed inflacją, stanowiły jedynie 8 proc. sprzedanych papierów (nieco ponad miliard złotych). Jeszcze mniej chętnych było na 6- i 12 letnie obligacje rodzinne, dedykowane beneficjentom programu 500+, mimo, że można było dzięki nim uzyskać odpowiednio 2,8 i 3,2 proc. w pierwszym roku, a w następnych latach korzystać z sięgającej 1,75 i 2 punktu procentowego premii powyżej wskaźnika inflacji. Na ich zakup wydano łącznie zaledwie 30,2 mln zł.
Na drugim miejscu pod względem popularności, z udziałem wynoszącym 28,1 proc. (3,6 mld zł), znalazły się obligacje dwuletnie o stałym, wynoszącym 2,1 proc. oprocentowaniu w skali rocznej. Ich zalety to prosta konstrukcja, z góry określająca kwotę odsetek oraz ich konkurencyjna wobec lokat bankowych i papierów 3-miesięcznych wysokość, a także relatywnie krótki okres zamrożenia oszczędności. Obligacje o stałym oprocentowaniu są szczególnie użyteczne w warunkach niskiej i spadającej inflacji. Z tego też powodu, w 2016 r. ich udział w sprzedaży sięgał aż 76,5 proc., a rok wcześniej 50,9 proc. W warunkach wysokiej i rosnącej inflacji lepiej sprawdzają się obligacje czteroletnie, których oprocentowanie w pierwszym roku sięga 2,4 proc., a w kolejnych jest uzależnione od wskaźnika inflacji i powiększone o 1,25 punktu procentowego. W 2016 r., gdy inflacja poszła mocniej w górę, ich udział w sprzedaży podskoczył do prawie 36 proc. z niecałych 13 proc. rok wcześniej. W 2018 r. wyniósł 26,3 proc. (3,3 mld zł).
W ubiegłym roku ministerstwo finansów podjęło dwie inicjatywy, mające na celu zwiększenie zainteresowania obligacjami detalicznymi. W czerwcu przeprowadziło pilotażową emisję dziesięciomiesięcznych obligacji premiowych. Oprócz wynoszącego 1,5 proc. w skali rocznej oprocentowania, papiery te biorą udział w losowaniu premii pieniężnych, w wysokości od 10 zł do 10 tys. zł. (w sumie na nagrody przeznaczono 1,48 mln zł). Cieszyły się one umiarkowanie dużym powodzeniem, nabywców znalazły obligacje o wartości 371 mln zł. W październiku z kolei zachętą była obniżona cena zakupu obligacji za środki pochodzące z wykupu papierów z wcześniejszych emisji. Podbiło to październikową sprzedaż obligacji do rekordowych ponad 1,5 mld zł, a na zamianę przeznaczono ponad dwuipółkrotnie więcej pieniędzy niż miesiąc wcześniej.
Choć popularność obligacji wśród posiadaczy oszczędności rośnie, to jednak ich udział w finansowaniu potrzeb pożyczkowych państwa jest niewielka i ledwie przekracza 2 proc. Na 934 mld zł zadłużenia skarbu państwa jedynie około 20 mld zł przypada na nabywców detalicznych (według stanu na październik 2018 r. było to dokładnie 18,9 mld zł). Szacuje się, że około 100 tys. Polaków ma w swym portfelu detaliczne obligacje skarbowe.